Terry Lorant - o akcji w Warszawie
Gdy kilka lat temu rozpoczęłam moją podróż prowadzącą do stworzenia i opublikowania albumu Reconstructing Aphrodite, w najśmielszych marzeniach nie mogłam przypuszczać, że zawiedzie mnie ona niemalże na drugi koniec świata i że będę mogła zaprezentować te zdjęcia i podzielić się tymi historiami z odbiorcami w Warszawie. Jestem tym niezwykle zaszczycona i podekscytowana.
Każdy z nas ma siostrę, matkę, córkę, czy znajomą, która musi, bądź musiała zmierzyć się z koszmarem raka piersi. To mogłam być ja, to mogłaś być Ty. Wszyscy mamy wielką nadzieję, że lekarstwo zostanie wynalezione jeszcze za naszego życia. Do tego czasu możemy jedynie nadal stawiać czoła temu problemowi, leczyć tych, których on dotknął i próbować żyć dalej.
Wszystkie niezwykłe kobiety, które zostały sportretowane w ramach tej kolekcji wiedzą, że jedną z form leczenia i prowadzenia dalszego życia się jest rekonstrukcja piersi utraconej w wyniku mastektomii. Ich historie i odwaga wydały mi się, zarówno jako kobiecie, jaki i fotografowi zupełnie wyjątkowe. Byłam absolutnie zdumiona tym, co stało się możliwe. Czułam się też zaszczycona, że mogłam przyczynić się do stworzenia obrazów pełnych piękna i nadziei dla innych kobiet i ich rodzin w innych częściach świata.
Dziękuję Ci Warszawo, że pozwoliłaś mi i tu zapalić lampkę nadziei.
Terry Lorant
www.TLorant.com

Jo Sonn - Moje piersi to było coś!
Moje piersi to było Coś, od czasu, gdy tylko się pojawiły. A urosły mi szybko i obficie. Nie ukrywam, że budziły zainteresowanie, chociaż bywało też, że wprawiały mnie w zakłopotanie. Jako nastolatka i dwudziestoparolatka postrzegałam siebie jako wyzwoloną intelektualistkę, a wydatne piersi nie pasowały to tego wizerunku. Traktowałam je zawsze dość ambiwalentnie - podkreślałam dumnie, kiedy czułam, że może mi to w czymś pomóc, ale częściej jednak po prostu je ukrywałam. Zanim zdiagnozowano u mnie raka piersi, powoli przyzwyczajałam się do myśli, że może to kiedyś nastąpić.
Tuż przed moimi trzydziestymi urodzinami, podczas rutynowego badania piersi, mój ginekolog powiedział: Twoje piersi są duże i trudne je dokładnie zbadać Powinnaś zrobić mammografię i powtarzać ją co roku. Dodał jeszcze, że jestem w grupie ryzyka, ponieważ wcześnie zaczęłam dojrzewać i nie byłam jeszcze nigdy w ciąży. Kiedy u mojej siostry wykryto raka piersi, ryzyko tym bardziej wzrosło.
Do połowy lat 80. moje przyjaciółki chorowały i umierały na raka piersi, a moi przyjaciele-homoseksualiści na AIDS. Dziesięć lat pomiędzy 1985 a 1995 rokiem, to był dla mnie, w San Francisco, czas smutku i niepowetowanych strat. W 1987 roku u mojej drogiej przyjaciółki, osoby o niezwykłej osobowości i błyskotliwym talencie, zdiagnozowano raka piersi - w samym tygodniu, kiedy zmarła przedwcześnie moja druga przyjaciółka, z powodu tej samej choroby. Któregoś popołudnia, wraz z mężem, zaczęliśmy wyliczać znane nam kobiety, które miały raka piersi - te, które żyły i te, które niedawno odeszły. Zatrzymaliśmy się na liczbie czterdzieści. Tych wszystkich, których odebrał nam AIDS nie daliśmy rady zliczyć.
Wspominam o tym, żeby stało się jasne, dlaczego nie byłam później ani zaskoczona diagnozą, ani też myśl o utracie piersi nie wpędziła mnie w rozpacz. Moje piersi były fajne póki były, ale nie warto było za nie cierpieć, zwłaszcza że usuwając je mogłam uniknąć naświetleń, chemioterapii i - z pewnością - nawrotów choroby.
Kiedy szłam na wizytę do mojego chirurga, by poradzić się w sprawie rekonstrukcji, przygotowałam sobie wiele pytań. Chciałam także obejrzeć zdjęcia pokazujące efekty zabiegów. Chirurg, którego odwiedziłam wcześniej pokazał mi bardzo stare nagranie video przedstawiające kobiety po zabiegach rekonstrukcji piersi. Obejrzałam około 3 minut - więcej nie byłam w stanie. Ostateczny efekt nie wydawał mi się wart zachodu. Dlatego zaczęłam skłaniać się tylko ku usunięciu piersi. Ta wizyta miała mnie jedynie potwierdzić moją decyzję, ale - jak widać - zmieniłam zdanie.
Po jedenastu biopsjach, wielu frustracjach i wahaniach poddałam się w końcu obustronnej mastektomii. Teraz chciałabym podzielić się tym, przez co przeszłam. Album Reconstructing Aphrodite, a także ta wystawa, to zapis moich spotkań z silnymi, wspaniałymi kobietami, które pokonały raka piersi. To także rezultat rozmów z oddanymi swojej pracy i pacjentkom chirurgami. To wreszcie efekt pracy świetnego fotografa, Terry Lorant, która przekonała te wszystkie skromne kobiety, by odkryły przed nami swoje piękne ciała.
Mam nadzieję, że fotografie te pomogą choć trochę przełamać lęk, jaki towarzyszy tej chorobie.
Joanne Sonn